Jestem dumny bo jestem z Polski

Michał Stangret
09.11.2011
Coraz więcej producentów nakleja na produkty "Jestem z Polski". Są sklepy, które reklamują się tym, że sprzedają tylko polskie towary. Czy na takim patriotyźmie da się w ogóle zarobić?

"Poszukuję dla swojego maleństwa drewnianych klocków", "Czy ktoś zna jakiś sklep gdzie można kupić polskie zabawki z drewna?" - na amerykańskich forach internetowych dla młodych mam pełno pytań o drewniane klocki znad Wisły. - Jest boom na takie zabawki. Właśnie kilkaset kilo poszło do Norwegii, wcześniej na Teneryfę. Oprócz Stanów głównymi odbiorcami jest Skandynawia, Hiszpania - opowiada Stanisław Żyrkowski, szef krakowskiej firmy Wapex, która sprzedaje na Zachód drewniane samochodziki, klocki, gry i puzzle. Mówi, że zainteresowanie nimi to pokłosie mody na ekologie. - Rodzice zamiast plastikowej chińszczyzny chcą kupić proste ale rozwijające wyobraźnię zabawki z naturalnych surowców. Szukają klocków z Polski może dlatego, że kilka Polek mieszkających w Stanach dostało je kiedyś od rodziny i rozreklamowały je pocztą pantoflową?

- Z pewnością Polska wielu kojarzy z naturą, lasami, czystym powietrzem, a więc też ekologią - mówi. Waspex zbiera zamówienia, produkcję zleca 50 małym, rodzinnym firmom. Ale coraz więcej firm postanawia afiszować się - w reklamach, na etykietach na produktach - że ich produkty są z Polski. Gdy idzie o rynki zagraniczne napis "Made in Poland" pomaga sprzedać jachty, wódkę, a także - za sprawą znanych na świecie rodzimych zespołów Behemoth, czy Vader - płyty z muzyką deathmetalową.

A czy etykiety typu "Polski Produkt", czy "Kupuj nasze. Są powody do dumy", od których zaroiło się na produktach w naszych sklepach, powodują, że my Polacy chętniej sięgamy po rodzime wyroby? Jak wynika z badań firmy IQS tylko 7 proc. Polaków przy zakupie bierze pod uwagę kraj pochodzenia produktu, a 43 proc. konsumentów otwarcie przyznaje, że nie jest dla nich ważne czy towar został wyprodukowany w Polsce - liczy się głównie jakość (ok. 50 proc. wskazań) oraz cena (ok. 30 proc.).

- Jest powiedzenie dobre bo polskie, ale nie można generalizować. Wszystko zależy od konkretnego producenta - mówi Jan Romanik, prezes firmy Romanik S.A., jednego z największych w Polsce producentów przyrządów ogrodniczych, na których w Tesco klienci czytają "Jestem z Polski" i informację ilu rodakom firma daje zatrudnienie. - Konsumenci doceniają jakość dużo wyższą w porównaniu z zalewającą rynek chińszczyzną. Dlatego polskie łopaty, czy grabie sprzedają się coraz lepiej. Zauważają to także sieci hipermarketów. Coraz częściej rezygnują z azjatyckiego asortymentu i decydują się sprzedawać nasze produkty. Mimo, że są dwa razy droższe - mówi Romanik.

Anna Majcherczyk, szefowa firmy AMY reklamuje się, że produkuje "zdrową, polską pościel dla dzieci": - Coraz więcej klientów szuka produktów w stu procentach naturalnych, dobrej jakości, które w zetknięciu ze skórą nie spowodują zaczerwień, czy odparzeń. Tymczasem 90 procent pościeli na polskim rynku to słabej jakości tania chińszczyzna. Ludzie mają tego dość, coraz częściej dzwonią do nas klienci i się dopytują, czy nasza pościel na pewno nie jest z Chin, czy Pakistanu. Kiedy mówimy, że to produkt polski czują się uspokojeni - opowiada.

Tłumaczy też, że coraz więcej osób przyznaje, że woli kupić polski produkt, także dlatego, że wydane pieniądze mogą do niego wrócić: - Dochodzą do wniosku, że kiedy kupią ode mnie pościel, a ja zarobek wydam na polską odzież, to pieniądze zostają w kraju - mówi.

Ekonomiści nie są jednomyślni, że dziś patriotą jest tylko ten, kto kupuje polskie produkty. - Kupując chińszczyznę wspieramy globalną koniunkturę, a od niej też zależy nasza gospodarka - mówią.

Adopcje zwierząt

  • Podziel się