To wnioski z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń za ubiegły rok. Firma Sedlak & Sedlak wyliczyła, że w 2011 zarabialiśmy przeciętnie 3,8 tys. zł brutto. Najwięcej Polaków (41 proc.) dostaje pomiędzy dwa a cztery tysiące. Niższe pensje ma co dziesiąty badany. Szczęśliwców, którzy co miesiąc dostają przelewem na konto ponad 15 tys., jest tylko 4 proc.
Tak wyglądają stawki, za które pracują młodzi (do 35. roku życia) i wykształceni Polacy. I raczej na lepszych stanowiskach. Bo głównie tacy wzięli udział w internetowym badaniu Sedlak & Sedlak.
W ubiegłym roku najlepiej zarabiali informatycy, przeciętnie 5,5 tys. zł. Dobrze byli też opłacani specjaliści od zarządzania ryzykiem, finansami, marketingiem, sprzedażą i w dziale personalnym.
Stawki dla serwisantów, księgowych i kierowców to 3,5-3,8 tys. Najmniej płacono - poniżej trzech tysięcy - urzędnikom, nauczycielom, pracownikom działów obsługi klienta, magazynierom i artystom. Więcej płaciły firmy prywatne z kapitałem zagranicznym niż nasze rodzime.
Bardziej szczegółowe dane pokazują jednak, że nie każdemu dobrze się powodzi, nawet jeśli jest informatykiem.
Bo wysokość płac w kraju jest mocno zróżnicowana i zależy od zawodu, stanowiska, wielkości miasta, a nawet płci.
Duże różnice utrzymują się tradycyjnie pomiędzy miastami i województwami. Najwięcej płacą na Mazowszu (5 tys. zł). Potem jest Dolny Śląsk (4 tys.), Pomorskie (3,8 tys.) i Wielkopolska z Małopolską (ok.3,7 tys.). Najmniej można zarobić w tzw. Polsce B, czyli na Wschodzie. W Lubelskiem i Podlaskiem płacą po 2,9 tys., na Warmii i Mazurach, Podkarpaciu i w Świętokrzyskiem zaledwie o "stówę" więcej.
Płace w województwach są odbiciem tego, jak one się rozwijają. Najwięcej pracy i najlepsze perspektywy na przyszłość są w dużych miastach, stawkę od lat podbija stolica. Słabo, także już tradycyjnie, wypada trzecie największe miasto w Polsce, czyli Łódź. Tu przeciętne zarobki wynoszą 3,5 tys. Niewiele mniej można zarobić w dużo mniejszej Zielonej Górze lub Olsztynie.
To, co w tych badaniach niepokoi, to ciągle duża różnica pomiędzy wynagrodzeniem mężczyzn i kobiet. Okazuje się, że panowie przeciętnie zarabiają 4,2 tys. brutto, panie - osiemset złotych mniej. To pokazuje, że kobiety mimo różnych kampanii antydyskryminacyjnych nadal są gorzej traktowane przez pracodawców.
W badaniu Sedlak & Sedlak wzięło udział ponad 100 tys. osób z 20 tys. firm. To bardzo duża grupa, więc można je traktować jako dobre źródło wiedzy o zarobkach Polaków, ale tych raczej na wyższych stanowiskach. Dla porównania GUS, który liczy pensje wszystkich Polaków, również tych gorzej wykształconych i pracujących np. na kasie w hipermarkecie, podaje, że w II kwartale ubiegłego rok średnia pensja wynosiła 3366 zł 11 gr.
Dr Anna Hełka, psycholog rynku pracy z wrocławskiego wydziału SWPS
Jakie wnioski można wyciągnąć z raportu? Niestety oczywiste. Po pierwsze: w miarę możliwości warto kształcić się w kierunkach perspektywicznych, czyli takich, na jakie jest i będzie zapotrzebowanie [czyli politechnicznych - red.]. Po drugie: w wybranej dziedzinie trzeba być jak najlepszym, co również przekłada się na wynagrodzenie. Po trzecie: trzeba bardzo dobrze znać język obcy.
Niepokoi mnie, że nadal widać ogromną różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn. I to niezależnie od branży i stanowiska.
Po raz kolejny lepiej wynagradzani okazali się mieszkańcy Mazowsza i zachodniej Polski. Warto jednak pamiętać, ze w tych regionach również koszty utrzymania i mieszkania są wyższe niż w Polsce wschodniej. Więc nie obawiałabym się jakiejś masowej migracji.
Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro@agora.pl