Z pierwszego w Polsce raportu o piractwie w sieci "Obiegi kultury, raport z badań" wynika, że aż 92 proc. internautów ściąga za darmo pliki w internecie, wymienia się nimi lub korzysta z nich na stronach. Jeśli dodać do tego wymienianie się plikami na pendrive'ach, kopiowanie płyt CD i DVD, to w piraceniu bierze udział aż 98 proc. internautów! Z sieci pobieramy filmy, muzykę, coraz częściej e-książki. Internauci tłumaczą się, że winne są zbyt wysokie ceny oryginalnych płyt z filmami i muzyką. Ale padają takie argumenty, że w sieci:
- jest lepszy wybór, łatwiej znaleźć to czego potrzebuję,
- są aktualne rzeczy, nowości,
- wolę korzystać z plików niż z tradycyjnych nośników (DVD, CD), bo to wygodniejsze,
- nie ma reklam,
- w mojej miejscowości nie ma lepszego dostępu do filmów i muzyki (to głosy internautów z małych miejscowości i wsi).
Dopóki ściągamy dla siebie to nie jest to karalne, gorzej jeśli potem udostępniamy to innym. Grożą za to nawet dwa lata więzienia. Ściąganie jest jednak naganne moralnie, bo to tak jakby kogoś okradać z jego własności. Internauci i na to mają odpowiedź:
- przecież i tak wszyscy ściągają,
- internet jest dla mnie źródłem informacji o kulturze i tam (a nie w tradycyjnej bibliotece, kinie, koncertach) takich treści szukam,
- ściąganie jest łatwiejsze, najpierw pobieram na próbę, a potem idę do sklepu kupić oryginał. Tylko 11 proc. zdecydowanie to potępia i uważa, że powinno być surowo ścigane przez prawo.
Raport powstał na podstawie badań internautów przeprowadzonych w ubiegłym roku. Jego autorzy unikają słowa kradzież. Mówią o "nieformalnym obiegu treści kultury", bo widzą też plusy ściągania. Z raportu wynika bowiem, że najczęściej robią to ludzie młodzi (15-24 lata). To oni potem najchętniej idą do sklepu po oryginalne wydania. Czyli są najlepszymi klientami wydawców i wytwórni z branży rozrywkowej. - Wsadzanie ich do więzienia to pozbywanie się kilku milionów konsumentów kultury - mówi Mirosław Filiciak, współautor raportu. Podkreśla że, internet - zwłaszcza na wsi - pomaga brać udział ludziom w kulturze.
Raport ma być zaprezentowany w przyszłym tygodniu. W dobrym momencie. Bo na świecie i w Polsce trwa ostra dyskusja o tym jak walczyć z kradzieżą praw autorskich w internecie. Rygorystyczne prawo zezwalające na blokowanie stron z pirackimi plikami chce wprowadzić USA. Domagają się tego wytwórnie filmowe i płytowe. Protestują internauci i firmy internetowe. W środę zastrajkowała anglojęzyczna Wikipedia, która wyłączyła się na dobę.
Unia Europejska właśnie kończy pracę nad dokumentem ACTA, który Polska zgodziła się podpisać. Dokument wywołuje opór internautów. - Operatorzy i dostawcy internetu sami będą musieli śledzić nielegalne pliki oraz nagrania i je blokować. To będzie taka prywatna policja, bez kontroli sądu - ostrzega Hanna Szymańska, z Fundacji Panoptykon. W tej sprawie organizacje pozarządowe naradzały się z rządem. - Okazało się, że dokument został przyjęty przez rząd pod koniec ubiegłej kadencji i 26 stycznia minister Sikorski leci podpisać go do Brukseli - oburza się Szymańska. Sprawę może jednak zablokować minister cyfryzacji Michał Boni, który poprosi premiera o ponowną dyskusję. - Musimy upewnić się, że podstawowa zasada prawa autorskiego, czyli równoważne traktowanie praw twórców i użytkowników, jest uwzględniona - mówił na spotkaniu wiceminister administracji i cyfryzacji Igor Ostrowski.
Mirosław Filiciak uważa, że internauci nie powinni być karani, tylko zachęcani niskimi opłatami do płacenia za pliki. - Z badań wyszło nam, że akceptowalna jest kwota 5-10 zł. Można też doliczać jakąś opłatę do rachunków za internet, a potem dzielić ją pomiędzy autorów - podpowiada rozwiązanie. W sieci już istnieją serwisy, które za drobną opłatą lub za darmo (wtedy żyją z reklam) udostępniają filmy i muzykę.
Internet jest jak trawnik: ludzie i tak wydepczą ścieżkę
Piotr Toczyski - inicjator i współtwórca polskiej edycji World Internet Project, a wcześniej Portretu Internauty, Diagnozy Internetu i innych opracowań na potrzeby branży internetowej
- Jeśli ludzie stale wydeptują ścieżkę przez trawnik, to warto rozważyć jej oficjalne usankcjonowanie. Czyli uwzględnić nie tylko punkt widzenia twórców trawnika, ale też tych, którzy na co dzień użytkują przestrzeń miejską.
To właśnie robi raport z badań "Obiegi kultury": uwzględnia często pomijane doświadczenie użytkownika internetu. Pokazuje problem korzystania z treści (dostępnych zarówno w sieci, jak i poza nią) z perspektywy intensywnych użytkowników internetu.
Wiemy, że internauci masowo eksploatują zasoby internetu, jednocześnie nie namyślając się nad statusem prawnym treści, do których sięgają. Internet nie sprzyja takiemu namysłowi. Zapewne ci sami ludzie, robiąc zakupy w sklepach z książkami, muzyką i filmami, głębiej namyślają się nad tym co, dlaczego i od kogo kupują.
Rozmowę o nieformalnym dostępie do treści warto podejmować w oparciu o poparte badaniami albo trafną intuicją zrozumienie użytkownika internetu i zaakceptowanie jego świata - właśnie tego doświadczenia użytkownika. Z tej perspektywy pozostaje właściwie tylko jedno pytanie: jak zaoferować standard, który nie pozbawi internautów błyskawicznego i łatwego dostępu do pożądanych przez nich treści, do czego już zdążyli się przyzwyczaić.
Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro@agora.pl