Gdzie najdrożej, gdzie najtaniej, czyli w poszukiwaniu okazji

Michał Stangret
24.01.2012
Nie zawsze najdrożej jest Warszawie, a najtaniej w dyskoncie - analitycy portalu Dlahandlu.pl obalają cenowe mity. Sklepy grają z nami w szukanie najlepszych okazji, organizując promocje i obniżki. Trzeba się nieźle nabiegać, by z tego skorzystać

>> Przeczytaj: 27 milionów ludzi straciło pracę

Analitycy portalu Dlahandlu.pl co kilka tygodni sprawdzają w najważniejszych sieciach w różnych miastach ceny stworzonego przez siebie koszyka. Tworzy go 50 często kupowanych przez nas produktów (typu kilogram jabłek, bananów, ziemniaków, pomidorów, litr mleka, kilogram sera żółtego, kostki masła extra, olej, woda i innych).

Ser w dyskoncie nie musi równać się jakością z serem w delikatesach, ale - jak zapewniają eksperci - generalnie starają się porównywać produkty o zbliżonej jakości.

Z danych zebranych przez nich w styczniu i grudniu wynika, że rozbieżności w cenach podobnych towarów są ogromne, zależą od sieci, a nawet konkretnych lokalizacji sklepów wewnątrz tej samej sieci. Oto kilka przykładów rozpiętości cen poszczególnych towarów. Uwaga, w tej chwili te ceny mogły się już zmienić.

embed

Klient biega między sklepami

Z Edytą Kochlewską, redaktor naczelną portalu Dlahandlu.pl, rozmawia Michał Stangret

Okazuje się, że niektóre produkty można dziś najtaniej dostać w takich sieciach jak Bomi czy Piotr i Paweł. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, że to drogie luksusowe delikatesy.

Zmiana polityki cenowej wynika z obawy, że wielu ich klientów wraz z pogarszaniem się sytuacji finansowej wybierze hipermarkety i dyskonty. Dlatego postanowiły oferować niektóre produkty w konkurencyjnych cenach. To nie znaczy, że wszystko kupimy taniej. Obniżki dotyczą produktów podstawowych. Oczywiście drogie pozostaną produkty delikatesowe, które w innych sklepach będą niedostępne. Sieci wychodzą z założenia, że część klientów po nie sięgnie.

Obniżek nie widać jakoś w sklepach Społem, Żabki czy Lewiatana.

Tego typu sklepy osiedlowe przyzwyczaiły się, że klienci wybierają je z powodu lokalizacji. I najmniej czują oddech konkurencji. Choć w przyszłości, gdy np. Biedronka będzie na każdym rogu, też będą musieli się dostosować.

Monitorujemy wasze analizy i takich rozpiętości cen między sklepami jeszcze chyba nie było?

Wyraźnie widać, że teraz, gdy klienci baczniej obserwują, czy nie przepłacają, sieci starają się zachęcić ich atrakcyjnymi ofertami niektórych produktów. Dochodzą do wniosku, że opłaca się mocno obniżyć niektóre ceny, wypromować tę obniżkę, a ewentualną stratę traktują jako inwestycję.

Bo liczą, że klient, który po ten produkt przyjdzie, kupi także co innego.

Efekt jest taki, że w jednym tygodniu mandarynki za 1,2 zł/ kg kupimy w jednym sklepie (w innych kosztują 9 zł), a gdzie indziej tanio można kupić olej czy masło. Kolejny tydzień przynosi następne atrakcyjne oferty. Tego typu walka cenowa obecnie się mocno zaostrza. To nie znaczy, że wszystko tanieje. Generalnie wciąż obserwujemy systematyczny wzrost cen w sklepach.

Czy w związku z tym w naszych zachowaniach zakupowych widać, że robiąc zakupy, zaczynamy biegać po sklepach, wyszukując oferty?

Dzielenie jednorazowego wyjścia na zakupy na różne sklepy to dodatkowe koszty (bilety, benzyna) i mnóstwo wolnego czasu. Ale dla wielu będzie to coraz bardziej kuszące. Szczególnie, że polski klient jest nielojalny. Dziś pobiegnie do jednego sklepu, bo tam jest atrakcyjna oferta, jutro zrobi zakupy gdzie indziej, bo skusi go ciekawa promocja.

>> Skomentuj ten tekst na facebooku - kliknij!

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro@agora.pl

  • Podziel się