Z Patrycją Markowską rozmawia Konrad Wojciechowski
Twoje nowe koncertowe DVD jest powodem do świętowania 15 lat na scenie?
- Piętnaście lat na scenie upłynie dopiero w tym roku. Powodem powstawania kolejnych albumów jest zawsze muzyka. Chciałam uwieńczyć dwa bardzo udane lata koncertów z materiałem z pyty "Alter Ego" i pokazać, że od czasu mojego poprzedniego wydawnictwa DVD sprzed ośmiu lat, bardzo dużo zmieniło się w mojej muzyce.
A zarazem nie odmówiłaś sobie przyjemności wykonania swoich największych przebojów.
- Oczywiście. Śpiewam je na każdym koncercie. Niektóre z nich otrzymały nowe życie w postaci specjalnych koncertowych aranżacji. Jest też kilka bonusów, nagrania z próby, z garderoby przed koncertem oraz klip do piosenki "Nanana wszystko gra" promującej to wydawnictwo.
"Świat się pomylił" to przebój sprzed kilku lat, który wykreował popową Patrycję. Na ostatniej płycie i na DVD zmieniasz kierunek myślenia na bardziej rockowy, robisz to z premedytacją?
- Zawsze chciałam godzić ogień z wodą, istnieć w mediach, dawać duże koncerty plenerowe, a jednocześnie spełniać swoje ambicje muzyczne. Płyta "Alter Ego" jest krokiem w kierunku organicznego grania na żywo. Wspomniany przez ciebie "Świat się pomylił" również przeszedł metamorfozę, a na płycie "Na żywo" można go usłyszeć w dwóch różnych aranżacjach.
Rockowe granie podnosi temperaturę w czasie występów?
- Staram się aby na moich koncertach zawsze była energia i prawda. Uwielbiam sprawiać ludziom radochę, dlatego zawsze pamiętam o przebojach. Koncerty to mój żywioł. Nie ważne, czy deszcz, czy słota, potrzebuję kontaktu z publicznością. Nawet jeśli nie jestem w najwyższej formie, a zespół imprezował do rana, zawsze dajemy z siebie wszystko.
Naprawdę nie przejmujesz się, że tu i ówdzie gitara zabrzmi nieczysto albo perkusja nie uderzy do rytmu?
- To nie tak, ale nawet jeśli przytrafi się gorszy dzień, nie robię z tego problemu. Każdy może mieć chwilę słabości. Zresztą historia muzyki pokazała, że perfekcja wykonania nie zawsze jest najważniejsza. Liczą się emocje, oryginalne pomysły, ciekawe aranżacje i dobre kompozycje. W mojej karierze te czynniki czasami nie współgrały, ale małymi kroczkami doszłam do miejsca w którym jestem i bardzo z tego powodu się cieszę. Nikt nie odbierze mi tych pouczających pomyłek i potknięć z przeszłości. Jak nigdy mam ochotę odkrywać nowe rejony w muzyce.
Ojciec nie próbował ci doradzać, chronić cię przed całym złem branży muzycznej?
- Zawsze zapalał mi czerwoną lampkę, kiedy widział coś niepokojącego i to wystarczało. Kiedy ktoś pyta, czym tata pomógł mi w karierze, odpowiadam, że dawaniem wskazówek typu: "rób to dla przyjemności, nie dla kasy i szanuj publiczność". W kwestie muzyczne nie zaangażował się nawet na milimetr, o co miałam w pewnym momencie do niego żal, ale teraz wiem, że to było dla mojego dobra, ponieważ każdy sam musi o sobie decydować.
Jest coś takiego, że wy, dzieci znanych rodziców, trzymacie się razem?
- Możliwe. Być może chodzi o pewien rodzaj empatii, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że bycie dzieckiem sławnego rodzica to duże wyzwanie. Bardzo kibicuję Kasi Jungowskiej, która zadebiutowała w roli reżysera obsadzając swoją mamę Grażynę Szapołowską w jednej z ról.
I u której wystąpiłaś w filmie "Piąte: nie odchodź".
- Kasia zaprosiła mnie do gościnnego udziału w filmie, który nazwała tak od tytułu mojej piosenki. Choć to krótki epizod cieszę się, że mogłam zaistnieć na dużym ekranie. No i piosenka tytułowa dzięki temu szerzej zaistniała.
Łapiesz się czasami na tym, że twoja twórczość jest odrobinę zdeterminowana tym, co robi ojciec? Twoja piosenka "Ocean" zaczyna się niemal jak "Autobiografia" Perfectu.
- A wiesz, że tak! [śmiech]. To się właśnie nazywa podświadomość. To kompozycja mojego gitarzysty Sebastiana Piekarka sprzed wielu lat. Zagrał mi ją kiedyś na gitarze akustycznej podczas jakiejś rozmowy do późna przy drinku, a ja odpadłam...
Ty też lubisz zaskakiwać. W śmiałym teledysku do piosenki "Alter Ego" zagrałaś kilka efektownych łóżkowych ujęć. Rockowy image tego wymaga?
- Jestem fanką wideoklipów. Studiowałam kiedyś na wydziale filmowym, może dlatego przywiązuję dużą uwagę do obrazka. Klip do "Alter ego" to dzieło Zuzy Krajewskiej. Miała wizję, a ja całkowicie poddałam się jej woli. Łatwo nie było, bo każda kobieta ma jakieś kompleksy, a ja musiałam sporo odkryć na planie zdjęciowym. Nie żałuję, bo wyszedł z tego jeden z moich najlepszych wideoklipów - prowokujący, ostry. A co do rockowego image'u, kojarzy mi się z szeroko rozumianą wolnością.