Chętni do prowadzenia takiego domu mogą liczyć na wsparcie schronisk i fundacji zajmujących się propagowaniem domów tymczasowych. Trzeba liczyć się jednak z tym, że jego prowadzenie - nawet dla jednego zwierzęcia - może być zajęciem bardzo absorbującym. W zamian daje wiele radości i satysfakcji.
Wzięłam psa, by mu pomóc
Marcin Kozłowski: Kto u pani teraz mieszka?
Lidka z Katowic: Mam jednego psa, nazywa się Lucek. Jest kundelkiem, sięga do połowy łydki.
Jak to się stało, że się u pani pojawił?
Lucek to wrażliwy piesek, był bity. Nie radził sobie w schronisku, w którym jestem wolontariuszką. Był w domu tymczasowym, ale małżeństwo nie mogło sobie z nim poradzić, więc musieli oddać go z powrotem. Zadziałałam pod wpływem impulsu i wzięłam go do siebie. Mieszka u mnie już piąty miesiąc.
Jakim lokatorem jest Lucek?
To ułożony, mądry pies, bardzo szybko się uczy. Kiedy każe mu się leżeć, to leży. Nie jest namolny, jeśli chce iść na spacer, a ja nie mam czasu. Czasem jest jednak bardzo trudno. Potrafi być agresywny, gryzie. Dużo pracy przed nami.
Skąd u niego ta agresja?
Tak przejawia swój strach. Agresją na początku reagował niemal na wszystko - hałas, nietypowy ruch, inne zwierzęta. Teraz jest już o wiele lepiej. Największym problemem jest dla niego nadal każdy obcy mężczyzna, bo wcześniej bił go właśnie mężczyzna. Jeśli uda się wyeliminować ten strach, to będzie ideałem.
Była pani przygotowana na takie problemy?
Czytałam wcześniej o Lucku. Na wszystko jednak nie można być przygotowanym. Kiedy Lucek pierwszy raz ugryzł przypadkowego mężczyznę, byłam zaskoczona, bo nie spodziewałam się, do czego jest zdolny. Myślałam, że tylko trochę poszczeka i na tym się skończy. Z biegiem czasu potrafię już nieco przewidzieć jego zachowanie, wiem, jak odpowiednio zareagować. Mam też kontakt z behawiorystką, która mi pomaga. Nie dziwię się, że ludzie rezygnują z trzymania trudnych zwierząt w domu, bo wymaga to naprawdę sporo czasu, a przede wszystkim ogromnej cierpliwości. Na razie, odpukać, mi jej starcza.
Ktoś pomaga pani w utrzymaniu psa?
Lucek co prawda wymaga specjalistycznej karmy, ale nie są to duże koszty. We własnym zakresie finansuję także drobne zabiegi weterynaryjne. Jednak gdyby była jakaś większa potrzeba, mogłabym liczyć na wsparcie finansowe Fundacji Przystanek Schronisko, Katowice. Prowadzę dom tymczasowy pod patronatem tej fundacji, która jednocześnie pomaga zwierzętom mieszkającym w schroniskach.
Liczy się pani z tym, że dom tymczasowy dla Lucka stanie się domem na stałe?
Na razie moja opieka nad Luckiem ma charakter domu tymczasowego, za wcześnie na decyzję na adopcji. Konieczna jest zgoda także innych domowników, szczególnie męża, którego Lucek nie do końca akceptuje. Gdybym musiała zrezygnować, szukałabym dla Lucka domu, nie oddałabym go do schroniska. Były już w sprawie Lucka trzy telefony, ale odmówiłam.
Lucek będzie miał w domu tymczasowym jakiegoś towarzysza?
Zastanawiałam się nad drugim psem, zdrowym, który mógłby pomóc w socjalizacji Lucka. Nie dam jednak rady, wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Lucek jest zbyt absorbujący, muszę mieć oczy dookoła głowy. Chociażby z tego względu, że w moim domu przewija się sporo ludzi i trzeba go mieć na oku.
Wydaje się, że stworzenie domu tymczasowego ma więcej minusów niż plusów.
Wszystko zależy od podejścia. Jeśli ktoś chce mieć pieska, żeby miło spędzać z nim czas, wyjść na spacer i pochwalić się przed sąsiadami, to nie jest to dobry pomysł. Jeśli jednak ktoś kocha zwierzęta i chce im rzeczywiście pomóc, daje to bardzo dużo satysfakcji i zadowolenia.
Prowadzenie domu tymczasowego to odpowiedzialność
Bożena Sobieszek, Fundacja Przystanek Schronisko, Katowice
Domy tymczasowe są przeznaczone dla zwierząt, które wymagają szczególnej opieki i nie powinny mieszkać w schroniskach. Dotyczy to bardzo młodych zwierząt, np. psów poniżej piątego tygodnia życia, albo tych po wypadkach, chorujących np. na cukrzycę, padaczkę, starszych. Mogą to być też zwierzęta, które w schronisku nie potrafią się odnaleźć. Wzięłam kiedyś sznaucera, który siedział w rogu kojca, załatwiał się pod siebie i był w stanie apatii. Po wyjściu ze schroniska zmienił się nie do poznania, uaktywnił się, w bardzo szybkim czasie znalazł nowy dom.
Najczęściej na przyjęcie psa lub kota do domu tymczasowego decydują się ludzie młodzi z rodzinami. Zwykle opiekują się jednym zwierzęciem. Przychodzi do mnie dużo e-maili od chętnych, ale na kilkanaście decyduje się jeden. Każdy wyobraża sobie, że piesek będzie machał ogonkiem z wdzięczności i czekał, aż ktoś przyjdzie z pracy. A często tak nie jest. To są psy po ciężkich przejściach. Trzeba mieć świadomość, że one się różnie zachowują, mogą być agresywne, wymagają konsultacji z weterynarzem. Dlatego też najlepiej, by w domu zawsze ktoś był i zwierzę nie zostawało samo bez opieki. Z tego powodu zachęcamy do wzięcia psa szczególnie osoby starsze, na emeryturze, które mogą poświęcić pupilowi więcej czasu niż osoba pracująca.
Zwierzę, które weźmiemy do domu tymczasowego, może tam już zostać na zawsze, bo to od opiekuna zależy, czy znajdzie mu stały dom. Pomaga w tym pisanie na blogu czy Facebooku. Większość właścicieli zwierząt tymczasowych rzadko jednak zamieszcza o nich informacje w internecie.
Zgodnie z naszymi zasadami koszty leczenia zwierzęcia w domu tymczasowym pokrywa fundacja. Jeśli chodzi o karmę, to zależy od uzgodnień z właścicielem. W jednym z domów tymczasowych jest obecnie pies, który wymaga specjalistycznej karmy z powodu alergii. W takich sytuacjach kupujemy pożywienie. Ale gdy pies jest mały i może jeść w zasadzie wszystko, koszty wyżywienia pokrywa najczęściej opiekun tymczasowy. Zapewniamy też ubranka, szelki, posłanie - wszystko to, co jest potrzebne.