Wszystko zaczęło się od tego, że Roy Condrey postanowił kupić dom. Znalazł nawet odpowiedni dla siebie, jednak tuż przed podpisaniem umowy, przez przypadek dowiedział się, że ktoś w nim umarł.
Zrezygnował z zakupu posiadłości i zaczął się zastanawiać czy jest takie miejsce, gdzie można sprawdzić czy ktoś umarł w naszym mieszkaniu lub czy ma ono kryminalną przeszłość. Okazało się, że nie. Jedynym takim miejscem jest policja, która nie zawsze chętnie dzieli się takimi informacjami. Szczególnie, że w Ameryce rocznie w domu umiera około 4,5 milionów obywateli.
W związku z tym powstała aplikacja o wszystko mówiącej nazwie "Died in House". Zawiera ona dane z 130 milionów policyjnych raportów i pozwala na wyszukanie informacji o dowolnym domu znajdującym się pod konkretnym adresem.
Aplikacja wyszukuje całą historię policyjną ewentualnego lokum - czy ktoś tam umarł, czy było to morderstwo, czy znaleziono tam metaafetaminę, odpady laboratoryjne czy chemiczne. Historię można przeszukać od 1980 roku, kiedy dane zaczęły być zapisywane w formie elektronicznej.
Niestety, aplikacja jest dostępna aktualnie jedynie w Stanach Zjednoczonych. Kosztuje 12 dolarów.