Choć Photon powstał jako projekt studencki, lada moment ustrojstwo trafi na sklepowe półki. I choć brzmi to jak jakiś amerykański sen z miejscem akcji pt. "Dolina Krzemowa", w rzeczywistości fabuła tego filmu bierze swój początek na swojskim Podlasiu. Można? Można.
Poznajcie Marcina Jokę (24 l.), lidera zespołu stojącego za Photonem, studenta Politechniki Białostockiej i od niedawna szefa firmy Photon Entertainment
Michał Stangret: Pamiętasz swoją pierwszą aplikację?
Marcin Joka: - Aż za dobrze. Porwałem się strasznie. To było na zaliczenie programowania na pierwszym roku studiów informatyki. Wymyśliłem sobie, że zrobię automatyczne drzwi w domu, które będzie można otwierać z telefonu. System zrobiłem, ale zabrakło czasu by go wdrożyć. Tak w ogóle miałem śmieszną ścieżkę studiów. Zacząłem automatykę i robotykę gdzie nauczyłem się konstruować roboty, ale programowania praktycznie nie miałem. Dopiero na trzecim roku studiów zacząłem drugi kierunek - informatykę, gdzie właśnie zrobiłem tą aplikację. Ogólnie studia już mam za sobą, zostało tylko obronić pracę.
Jaki temat pracy?
- Autonomiczna głowa dla robota medycznego przeznaczonego na onkologię dziecięcą.
Chodzi o Photona?
- Nie, to poboczny projekt. Będąc na drugim roku informatyki założyłem koło naukowe, gdzie długi czas robiliśmy głównie aplikacje mobilne, ale z czasem postanowiliśmy zrobić dużego robota. Wspólnie z kołem postanowiliśmy, że będzie to robot na onkologię dziecięcą. Ma pomagać pielęgniarkom w prostych czynnościach, ale przede wszystkim zapewniać rozrywkę dzieciom. Ja zajmuję się właśnie zrobieniem głowy. Robot będzie obserwować co się dzieje, śledzić gdzie jest dziecko, to ma być taka dobra dusza oddziału.
Będzie opowiadał dowcipy i rozmawiał z dzieciakami?
- Robot będzie miał na sobie dwa monitory - jeden na głowie, drugi na brzuchu. Przez ten na głowie wyrazi emocje, będzie miał animowane oczy. A na tym dolnym będą zachodzić różne interakcje: na przykład będzie można grać w gry za pomocą wbudowanych przycisków i wchodzić w nim w różne zabawy. Dodatkowo będzie można za jego pomocą oglądać bajki animowane.
Photon też ma być dla dzieci, tylko że będzie ich uczył programowania. Skąd u młodego informatyka żyłka dydaktyczna?
- To mogło się wziąć właśnie z tego, że bardzo późno - bo w wieku 21 lat - zacząłem uczyć się programowania. Dla mnie to mega za późno, podobnie było z kolegami z zespołu. Żeby osiągnąć jakiś poziom musieliśmy zarywać mnóstwo nocy nadrabiając braki. To był taki impuls uświadamiający nam, że brakuje odpowiedniego narzędzia, by zacząć naukę programowania w młodym wieku. Jeżeli teraz, po trzech latach nauki programowania potrafię stworzyć robota, to co by było gdybym zaczął wcześniej?
Wśród moich znajomych którzy uczą swoje dzieciaki programowania hitem jest aplikacja Lightbot. Trzeba tak zaprogramować robota, żeby przechodził kolejne trasy, w ten sposób dzieciaki uczą się idei kodowania. Czym Photon różni się od Lightbota?
- Przede wszystkim Lighbot jest zamknięty w ekranie, a tutaj mamy coś fizycznego: robot, który mówi, rusza się, świeci. Podobnie jak Lightbota programujemy go, ale on wszystko robi w realu stojąc obok nas. Do tego rozwija się wraz z postępem nauki. Za pomocą Photona uczymy się programowania realizując kolejne wyzwania. Stopniowo, zdobywając punkty zwiększamy jego możliwości, bo odblokowujemy mu nowe czujniki. Jest ich siedem, np.: czujnik odległości, światła: robot jest w stanie rozpoznać czy jest jasno czy ciemno, na jakim podłożu stoi. Usłyszy klaśnięcie, wyczuje dotyk. Dzięki temu, że maszyna nabywa nowych umiejętności wraz z postępami użytkownika, otwierają się kolejne etapy nauki. Nauka programowania na Photonie to taka gra, którą wkomponowujemy w konkretną fabułę.
Dziecko dostaje Photona i co dalej?
- Po wyciągnięciu z pudełka robot serwuje historię, dzięki której dowiadujemy się skąd się w ogóle wziął. Leciał z innej planety na Ziemię, ale niestety przed lądowaniem statek się rozbił, a części pojazdu zostały rozrzucone po całym świecie. Dziecko ma pomagać robotowi w ich odszukaniu.
Najpierw maluch musi zrozumieć, w jaki sposób robot się porusza: steruje nim więc w przód, w tył, uczy się skręcać. Następnie odblokowujemy moduł do programowania i piszemy pierwszą prościutką aplikację, w której każemy mu jechać do przodu, do tyłu. Wszystko odbywa się w drodze programowania blokowego podobnego do Scratcha: mamy kolorowe bloczki, za pomocą których układamy sekwencje ruchu jaki wyznaczamy robotowi. Na tym polegają pierwsze kroki.
W trakcie kolejnych zabaw dziecko będzie wchodzić coraz głębiej w tajniki programowania, ale również samo zacznie poznawać świat. Przewidzieliśmy różnego rodzaju dodatkowe gry zręcznościowe, logiczne, dzięki którym maluch będzie np. poznawał efekty mieszania kolorów, albo oceniać odległości. Aby zaangażować dziecko w zabawę kreujemy specyficzną relację: robot ma uczyć dziecko jak działa nowa technologia, a dziecko uczy robota jak działa świat.
W przyszłości planujemy dodać taką funkcję, że pozostawiony sam, zacznie żyć własnym życiem: będzie sobie jeździł, próbował coś oglądać bazując na odczytach z czujników. Żeby jeszcze dodać mu duszy.
Przypominają mi się roboty Lego Mindstorms, które również można programować używając np. Scratcha o którym wspomniałeś. Czym Photon się od nich różni?
- Nie traktujemy Lego jak konkurencji. Żeby zacząć pracować z Lego Mindstorms, trzeba mieć już jakąś wiedzę programistyczną. Photon jako krok wcześniej. Za jego pomocą możemy uczyć się programowania nie mając o nim zielonego pojęcia. Z takim podejściem do nauki kodowania jakie prezentuje Photon jesteśmy jedyni na rynku.
Zapowiadacie, że za jego pomocą będzie można uczyć programowania nawet 3-4 latki?
- Dla 6-12 latków przewidujemy aplikację mobilną, ale dzieci poniżej 6 roku życia mają duży problem z literkami. Niestety w aplikacji mimo, że robimy ją maksymalnie obrazkowo, tekstu nie da się całkowicie uniknąć. Dla takich dzieci tworzymy jednak inny system zintegrowany z Photonem: dzieci będą układać program z fizycznych klocków, ale bez użycia ekranu komputera czy tabletu. O ile Photona zamierzamy wpuścić na rynek pod koniec wakacji, to klocki dodamy jakieś 2-3 miesiące później. Mamy już ich prototyp, który działa, dopracowujemy szczegóły.
Organizowanie całego projektu pewnie nie było takie proste?
- Jesteśmy 5-osobowym zespołem: Michał Bogucki, Krzysztof Dziemiańczuk, Michał Grześ, Maciej Kopczyński i ja pracujemy ze sobą przez całe studia. Nasz zespół ma doświadczenie w tworzeniu m.in. łazików marsjańskich (Hyperion), czy robotów sumo, które potrafiły same odnaleźć się na macie i walczyć ze sobą. W pewnym momencie stwierdziliśmy, że nie chcemy robić już typowych robotów. Chcieliśmy zrobić coś bardziej kreatywnego. Pojawił się pomysł, by przenieść jakąś grę do świata rzeczywistego. Początkowo myśleliśmy o Pacmanie, o Tankach, ale brakowało w tym pierwiastka wartości, czyli żeby projekt niósł za sobą coś więcej niż tylko zabawę.
I wtedy doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby zrobić robota edukacyjnego, który byłby połączony z grą. To był listopad 2014. W międzyczasie został ogłoszony konkurs Technotalenty, wzięliśmy w nim udział, ale niestety nie wygraliśmy. Może dlatego, że prototyp zrobiliśmy w garażu w trzy godziny. Idea była dobrze przyjęta, ale nie było za bardzo co pokazać.
Miesiąc później pojawił się konkurs Podlaski Akcelerator Innowacji, do którego również się zgłosiliśmy. Z tym, że przez ten miesiąc zrobiliśmy mega postęp jeżeli chodzi o prototyp: mieliśmy już fizycznego robota w obudowie 3D, posiadającego czujniki, sterowaliśmy nim z aplikacji mobilnej. I ten konkurs już wygraliśmy.
Stwierdziliśmy, że skoro nasz robot jest tak dobrze przyjęty - w Technotalentach byliśmy w Top 5, teraz jesteśmy numerem jeden - to naszym kolejnym celem będzie Microsoft Imagine Cup 2015. Mieliśmy 4 miesiące i do tego czasu zrobiliśmy już na prawdę ogromny postęp, zarówno jeżeli chodzi o aplikację, jak i samego robota. No i wygraliśmy ten konkurs. To był przełom. Wtedy stwierdziliśmy, że to jest to, z czym chcemy wiązać swoją przyszłość. Dopiero wtedy postanowiliśmy podejść do sprawy naprawdę profesjonalnie.
Co konkretnie zmieniliście?
- Do momentu wygranej w Microsoft Imagine Cup to był projekt, który robiliśmy według tego co nam się wydawało. Gdy stwierdziliśmy, że pora zacząć robić to na poważnie, doszliśmy do wniosku, że trzeba zrobić badanie rynku. Poszliśmy w ludzi, przebadaliśmy ok. 150 dzieci, rodziców, nauczycieli, dyrektorów szkół. Chodziło o to, by uzyskać rzetelną informację co do tego jak ten robot np. powinien wyglądać i jakie powinien mieć funkcje. Tak powstała pokaźna baza informacji, która pomogła nam stworzyć Photona. Można powiedzieć, że prace zaczynaliśmy wtedy od początku, ale równocześnie wiedzieliśmy już, że robimy coś co na pewno ma rację bytu. W międzyczasie zgłosił się inwestor Fundusz Xplorer Fund S.A., który jest częściowo funduszem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Jak pozyskaliście tego inwestora?
- W czasie trwania projektu zgłaszało się wielu inwestorów prywatnych, funduszy inwestycyjnych, venture capital. Xplorer Fund zgłosił się przez Microsoft Imagine Cup, był partnerem konkursu, wyhaczyli nasz projekt, zaprosili nas na spotkanie, jedno, drugie, trzecie... Mieliśmy kilka rozmów przez Skype'a i przed końcem maja dogadaliśmy się, że będziemy to robić razem. Potem dogrywaliśmy już tylko formalności. Teraz robimy już prawdziwy produkt: za dwa miesiące planujemy wystartować na Kickstarterze, gdzie ruszy przedsprzedaż. Produkcyjnie powinniśmy być gotowi - jak wspomniałem - pod koniec wakacji: Photon będzie dostępny w tworzonym właśnie sklepie internetowym na naszej stronie. Powoli zaczynamy też rozmawiać z dystrybutorami, którzy są zainteresowani uruchomieniem jego sprzedaży w sklepach. Chcemy wyrobić się przed początkiem roku szkolnego, bo szkoły też są zainteresowane.
Szkoły będą organizować lekcje na Photonach?
- Tak. Mieliśmy w tej sprawie zapytania od placówek z całej Polski. Zaczniemy od rodzimego Białegostoku, gdzie dostaliśmy honorowy patronat kuratorium podlaskiego. Jeszcze w kwietniu uruchamiamy pilotaż w pierwszych szkołach. Przygotujemy specjalny system, dzięki któremu nauczyciele zaznajomią się z tematyką, będą zarządzać organizowaniem zajęć i przerabianym materiałem.
A po co wam była współpraca z psychologami z SWPS?
To tak nie działa, że kilku informatyków i konstruktorów usiądzie i zaprojektuje super aplikację, bo popełnilibyśmy pewnie masę błędów w założeniach. Współpracujemy z psychologami, by zrozumieć jak działają dzieci, na co zwrócić uwagę i czego się wystrzegać. Sama fabuła na której opiera się projekt też musiała być dostosowana do dzieci. Chodziło nam o to, by przekazywać jakieś wartości i żeby dziecko wyniosło z tego jak najwięcej.
Do czego byś go porównał Photona: to ma być dobry duszek, maskotka, członek rodziny, pomocnik w odrabianiu lekcji?
- Kiedyś była taka bajka "Lilo i Stich". Stich był takim niebieskim stworkiem, który był mega przyjazny, ale wariat. Photon ma być podobny. Ma być przyjacielem dziecka, godnym zaufania, ale jednocześnie energicznym, szalonym robocikiem, który jest cały czas radosny uśmiechnięty i lubi rozrabiać. Jego designem chcemy pokazać, że robot przekazuje pozytywną energię, ale jednocześnie jest na tyle przyjazny, że po prostu można oddać mu serce.
Ile będzie kosztował?
- Planujemy, żeby koszt nie przekroczył na polską walutę 700 zł, przy czym celujemy bardziej w 600 zł.
Może to produkt dla rodziców, którzy chcą na siłę robić z dzieciaków programistów?
- To nie jest tak, że my dając Photona mówimy, że dziecko, które będzie go miało zostanie programistą. Wychodzimy z założenia, że nie każdy powinien być programistą i nawet niedobrze gdyby tak było. Ale fajnie, gdy rozumie się jak działa technologia, bo to się może przydać. Przykładowo gdyby w dzisiejszym świecie lekarze zdawali sobie sprawę jak mniej więcej działa oprogramowanie, to byłoby im dużo łatwiej tworzyć bardziej innowacyjne rozwiązania w swojej działce przy współpracy z informatykami. A jeżeli co dziesiąte dziecko zainspiruje się naszym Photonem i stwierdzi, że też chce w przyszłości robić roboty. to super. Dzieciaki to łykają momentalnie. Pierwotnie zakładaliśmy sobie, że 7-latki to jest minimalny wiek dla użytkownika Photona. Podczas testów zaczęło się jednak okazywać, że dajemy go coraz młodszym, a oni nie mają z tym problemów, czasami nawet 4-latki dają radę.
Ile będzie zamówień przed Gwiazdką?
- Nie chcę wróżyć, bo przecież produkt nie jest jeszcze na rynku. Zadowolony będę z każdej sprzedanej sztuki. Oczywiście chciałbym, żeby na początku nie trzeba było do tego za wiele dokładać.
Do tej pory ile dołożyliście z własnej kieszeni?
- Przez prawie rok trwania projektu robiliśmy to ze środków prywatnych. Dobrze, że wygraliśmy kilka konkursów, bo dzięki wygranym mogliśmy kupić np. drukarkę 3D za 15 tys. zł. Dzięki niej gdy wymyślamy sobie jakąś nową część robota - a nie jesteśmy pewni czy zda egzamin - wrzucamy projekt w drukarkę i za dwie godziny mamy odpowiedź. Bez niej, zamawiając części na zewnątrz, wydalibyśmy fortunę. To zbawienie w firmie która prototypuje tego typu rzeczy. Prywatnie wyłożyliśmy trzydzieści parę tysięcy złotych.
Gdy posypią się zlecenia trzeba będzie zlecać produkcję na zewnątrz?
- Oczywiście. Drukarka 3D nie służy do produkcji masowej tylko do projektowania. Firma już nam się rozrasta, do naszej czwórki dołączył świetny prawnik Piotr Hanaj, a także Maciek Kopczyński - nasz mentor we wszystkich konkursach w których braliśmy udział, oraz Tomek w duecie z Ryszardem którzy będą odpowiadali za sprzedaż.
Powoli w naszym biurze w inkubatorze [red. Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości i Wybranych Nowych Technologii Politechniki Białostockiej] robi się ciasno i zastanawiamy się co dalej. Jeżeli dobrze wejdziemy w rynek i będziemy potrzebowali linii montażowej, to trzeba będzie pomyśleć o drugim oddziale, a może nawet całkowicie się przenosić. Na razie jednak jest nam tu jak w domu.
Skąd nazwa dla robota?
- Wymyślaliśmy masę różnych nazw i jak padło Photon wszyscy wiedzieliśmy, że to do niego pasuje. Foton to cząstka elementarna, a my chcemy uczyć podstawowych rzeczy i jakoś nam się to zgrało w całość.
Jakieś marzenia?
- Kiedy daję dziecku Photona do testów i widzę, że nie chce od niego odejść - rodzic mówi chodź już idziemy, a ten prosi jeszcze chwilkę zostańmy - to już moje marzenie się spełniają. To niesamowita satysfakcja, że zrobiło się coś, co komuś daje radość. Ale takim docelowym marzeniem jest zmieniać świat: móc za pięć-dziesięć lat usłyszeć jak ktoś stwierdzi, że dzięki Photonowi nauczył się programować.