Z Cleo rozmawia Konrad Wojciechowski.
Boli cię ręka od podpisywania nowej płyty?
– Trochę tak [śmiech].
Zawsze się zastanawiałem, czy artyści robią to sami, czy mają maszynę do powielania.
– Każdą płytę podpisuję osobiście. Chyba byłoby widać, że za tym kryje się oszustwo. Trzeba być uczciwym w stosunku do fanów. Jest z tym sporo roboty, ale to podziękowania dla ludzi, że są ze mną, wspierają mnie, kupują moją płytę. Nie robię tego pod przymusem, tylko ze szczerej chęci.
I zaraz mi powiesz, że nikt za ciebie nie koresponduje z fanami na Facebooku?
– Oczywiście nie dam rady odpisać wszystkim, ale staram się, choć to nie jest proste, ponieważ mam prawie milion czterysta fanów na Facebooku.
. którzy już oszaleli na punkcie nowej płyty „Bastet”. Muzyka muzyką, ale w tym przypadku ważna jest również symbolika, prawda?
– Od dziecka fascynowałam się mitologią i historią Egiptu. I pewnego razu przypomniałam sobie o bogini z głową kota, czyli Bastet, która jest patronką muzyki i radości, a ja zawsze chcę przekazywać ludziom radość i miłość poprzez swoją muzykę. Zresztą od jakiegoś czas zaczęłam nazywać fanów kocurami, a siebie mamą wszystkich kotów. Stwierdziłam, że to dobry tytuł na płytę.
Jesteś kociarą?
– Oj tak. Ale teraz, niestety nie mam czasu na koty, ponieważ jestem stale w trasie. Generalnie lubię zwierzęta i nie ma znaczenia, czy to są koty, psy czy fretki. Jednego kota miałam przez 23 lata – dożył zacnego wieku.
Pracując nad nowymi piosenkami powiedziałaś, że rezygnujesz z kolorów w muzyce na rzecz harmonii i spokoju. Czyli...
– Płyta jest bardzo różnorodna – są szybkie, wesołe i energiczne brzmienia. Jest też dużo spokoju. A ja trochę tęsknię za spokojem. I chyba nie jestem odosobniona. Wszyscy żyjemy w pędzie. A czasami warto się wyciszyć i pobyć sam na sam z własnymi myślami. Śmieję się, że mój dom jest wszędzie – mieszkam w trasie, po hotelach, ale absolutnie się nie żalę, bo wychodzenie na scenę sprawia mi ogromną radość. Kiedy mam trzydniową przerwę, już tęsknię za sceną. To uzależnia. Kocham swoją pracę i nie chcę od niej uciekać. Każdemu życzę, żeby taką znalazł i czuł się w niej, jakby był na wakacjach.
W piosence „Mi-sie” wczuwasz się w rolę ludzi harujących od poniedziałku do piątku. Chyba jesteś szczęściarą, bo masz nienormowany czas pracy. Zastanawiałaś się, co to będzie, kiedy twoja bajka dobiegnie końca?
– W moim przypadku to jest trochę „one way ticket”. Jeżeli się już zdecydowałam występować, powinnam w tym wytrwać. Ale nie muszę zawsze pisać hitów dla siebie, mogę robić to dla innych, tak jak w przypadku utworu „Pełnia”, który napisałam dla Maryli Rodowicz. Muzyka jest bardzo plastyczna. Cieszy mnie obserwowanie, jak ktoś bierze ulepioną przeze mnie plastelinę i ugniata ją do swoich kształtów.
Nie tylko napisałaś, ale też pojawiłaś się w teledysku u boku Maryli Rodowicz. Czegoś się nauczyłaś od diwy polskiej piosenki?
– Od dziecka słuchałam Maryli. To było wzruszające, kiedy zaprosiła mnie do wspólnego zaśpiewania „Pełni”. Podziwiam jej energię na scenie i otwartość na publiczność. Przede mną jeszcze długa droga, żeby osiągnąć taką perfekcję.
Czyli nie czujesz się jeszcze boginią piosenki?
– Boginią absolutnie nie. Jeśli już, powiedziałabym, że jestem raczej dobrym duchem muzyki. Bardzo nie lubię, jak się mówi do mnie „gwiazda”.
Gdybyś rzeczywiście miała pozować na gwiazdę, pewnie nie koncertowałabyś w najdalszych zakątkach Polski?
– Chcę dotrzeć do moich słuchaczy, gdziekolwiek są – od Polonii za granicą przez małe miejscowości do dużych miast. W mniejszych miejscowościach ludzie przyjmują mnie z większą radością i serdecznością. Są bardzo gościnni – zawsze stoi suto zastawiony stół. Ale nikogo nie skreślam.
Na płycie „Bastet” słychać piosenkę „Zabiorę nas” w wersji zremiksowanej przez belgijskiego producenta Basto. To już koniec pracy z Donatanem?
– Poprosiłam Dona, żeby został producentem moich teledysków. Nie wyobrażałam sobie, żeby ktoś inny mógł pracować przy moich klipach. A jeśli chodzi o muzykę, Don tworzy teraz własny producencki album i jest zajęty. Nie można jednak wykluczyć, że kiedyś nasze drogi znów się przetną.
Na razie skupiasz się na promocji nowych piosenek i na. otwarciu w Warszawie swojego klubu. Skąd ten pomysł?
– Otwarcie klubu jest podziękowaniem dla ludzi, dzięki którym powstała płyta „Bastet”. Przygotowywanie płyty przypomina budowanie piramidy – każdy dokłada swoją cegiełkę. Zajęto nam to dwa lata.
Będzie można regularnie spotkać cię w klubie?
– Jeśli tylko znajdę czas w tym koncertowym zgiełku, to tak. Duchem w klubie będą cały czas. Otwieram go z myślą o swoich koncertach i występach różnych gości, których zamierzam zapraszać.
Klub znajduje się na Powiślu, a tam aż roi się od obrońców ciszy nocnej. Przetrwacie?
– Znaleźliśmy dobrą miejscówkę, więc mam nadzieję, że nie będziemy przeszkadzać.
Może zapobiegliwie warto rozważyć zniżki dla złaknionych spokoju?
– Pomyślimy o tym [śmiech].
Utwór "Noc" pochodzi z płyty "Bastet".