Film „Smoleńsk” wzbudzał emocje zanim jeszcze powstał i trudno się temu dziwić. Katastrofa polskiego Tu-154, w której zginęło 96 osób, dzieli i polityków, i społeczeństwo. Doskonale było to widać podczas premierowego pokazu w warszawskim kinie Atlantic.
Opinie o jakości filmu, tak jak o samej katastrofie, również są podzielone. Niestety, nie wszyscy potrafią odłożyć emocje na bok i z chłodną głową podejść do obrazu, za którego reżyserię odpowiada Antonii Krauze. Podczas seansu, w którym uczestniczyły dziennikarki: Klara Klinger z „Dziennika Gazety Prawnej” i Dorota Łosiewicz z „wSieci”, doszło do nieprzyjemnego incydentu. Tak zdarzenie opisuje Klara Klinger
Obok mnie siedziało dwóch mężczyzn, którzy co chwila rechotali. Sala syczała, próbując ich uciszyć. Kiedy w czasie kluczowej ostatniej sceny, w której żołnierze z Katynia spotykają się z parą prezydencką, rozległ się śmiech – nie wytrzymał tego trzydziestokilkulatek z przedniego rzędu. Zagroził, że "da im w łeb", jak nie przestaną. Po zakończeniu doszło do niewybrednej wymiany komentarzy – wyzywania się od ćwoków i ch... oraz popychania.
Do sprawy odnosi się także Dorota Łosiewicz z „wSieci”, która wspomina o dwóch przeciwstawnych grupach: „sekcie pancernej brzozy” oraz „sekcie smoleńskiej”. Radę ma jednak tylko dla tej pierwszej:
Przy odrobinie dobrej woli „sekta pancernej brzozy” mogłaby spróbować pomyśleć, że nic nie jest tak jasne i pewne, jak im od początku wmawiano, że jest wiele pytań, które wciąż pozostają bez odpowiedzi, tajemniczych zgonów świadków, którzy mieli się przecież świetnie.
Zobacz także: Czekacie na recenzje "Smoleńska"? Internauci już zrecenzowali [MEMY]