Tak się rodzi w wielkim mieście

Joanna Dargiewicz, Anita Karwowska, mar
28.04.2008 00:00
Już niedługo co czwarta warszawianka w ciąży będzie musiała szukać miejsca na porodówce nawet kilkadziesiąt kilometrów od stolicy

Jutro kończą się wypowiedzenia ginekologów w warszawskim szpitalu na Solcu. Uważają, że zarabiają za mało. Dyrektor nie podniesie im pensji, bo szpital ma milionowe długi. Warszawie już teraz brakuje łóżek dla 1500 kobiet, które urodzą w tym roku. Gdy oddział położniczy przy Solcu zostanie zamknięty zabraknie kolejnych dwóch tysięcy łóżek. Co czwarta warszawianka w ciąży będzie musiała szukać wolnego miejsca w szpitalu nawet kilkadziesiąt kilometrów od stolicy. - Kilka lat temu lekką ręką zamknięto oddział położniczy w szpitalu na Szaserów, w innych w salach budowano łazienki, aby spełnić unijne normy. Straciliśmy ok. 60 miejsc. I tylu brakuje z Warszawie - mówi prof. Mirosław Wielgoś, mazowiecki konsultant ds. położnictwa.

Porodówki są przepełnione we wszystkich dużych miastach. W Poznaniu, aby opanować chaos władze chciały stworzyć centrum koordynacji pracy porodówek, z infolinią o wolnych miejscach. Z planów nic nie wyszło.

Jeszcze cztery lata temu w Polsce rodziło się 345 tys. dzieci rocznie. Na matki czekało w szpitalach ponad 20 tys. miejsc. Ledwie wystarczało. Dziś rodzi się o prawie 25 tys. maluchów więcej, a jest 2 tys. łóżek mniej. Młodzi rodzice zamiast spokojnie przygotowywać się do porodu na gwałt szukają miejsca w szpitalu, kwitnie korupcja i załatwienie miejsc na boku.

Co spowodowało zapaść na porodówkach? Zdaniem Elżbiety Wierzchowskiej, która koordynuje prace oddziałów położniczych w Warszawie jeszcze niedawno głównie rodziły kobiety w wieku 20-25 lat. To je GUS brał pod uwagę prognozując liczbę urodzeń. Nikt nie przewidział, że nagle zaczną rodzić trzydziestolatki.

Sytuacja na porodówkach się nie poprawi. Pierwsze pacjentki w trzech nowych stołecznych oddziałach przy Inflanckiej, Żelaznej i Madalińskiego urodzą najwcześniej za dwa lata. - Budowa tych oddziałów to pomyłka, bo problem jest palący. Trzeba uruchomić oddział położniczy przy Szaserów, a część łóżek z oddziałów ginekologicznych przekształcić na położnicze - radzi prof. Wielgoś. To rozwiązanie dla stolicy, a co z pozostałymi miastami?

Zdaniem prof. Wielgosia powinno jak najszybciej zareagować ministerstwo zdrowia, bo szpitale i władze miast sobie nie radzą.

Zobacz także
  • Podziel się