>> Polscy fani "Fistaszków" dostają to, co im się należało od dawna
Z Muńkiem Staszczykiem rozmawia Artur Tylmanowski
Gracie od 26 lat. Jaki dziś jest T.Love wydający składak "Love, Love, Love The Very BesT.Love"?
Chce mi się grać. Był moment, że wydawało mi się, że już nie będzie tak dobrze szło. Na szczęście ten etap mamy za sobą. Teraz chcemy popatrzeć na stare piosenki z dystansu. Dać je dzieciakom, które nie kupują płyt, tylko słuchają muzy z MP3. Jak się interesują T.Love, to taki dwupłytowy składak będą miały w domowym zbiorze. Bo nie podejrzewam współczesnych dzieciaków, że chciałyby kompilować całą naszą dyskografię. Dla ludzi starszych to jest prezent. To dwie płyty, które są solą tego bandu.
To także nasze symboliczne zamknięcie rocznicy. Teraz chcemy pracować już z nowym składem nad nowym albumem. A ja nad solową płytą.
Czyli co, opuszczasz T.Love?
Nie. Chcę tylko rok czy dwa lata polecieć dwutorowo.
Coś jak Janusz Panasewicz z Lady Pank?
Solowa płyta Panasa jest taka bardziej pop. Ja robię to z Jankiem Benedkiem [eks-gitarzystą T.Love, kompozytorem m.in. "Kinga" i "Warszawy"), a to gitarzysta czystego rock'n'rolla. Płyta solowa będzie przypominała chyba najbardziej "Kinga". To taki surfing po wszystkich stylach, które wpływały na mnie od dzieciaka. Będzie punk rock z lat 70., glam rock typu David Bowie, ostre disco w stylu The Clash, kiedy próbowali grać taneczne rytmy, i jeden numer w klimacie The Doors.
Kogo jeszcze widzisz w składzie?
Za bębnami siądzie Budzik, techniczny T.Love, na basie zagra Kuba z The Car Is On Fire, a na klawiszach Marecki z T.Love i Sidneya Polaka. Ale ten skład jest płynny.
Masz już pomysł na nazwę tego projektu?
Roboczą - tak: "Muniek & The Love Detox". Jakoś ta nazwa mi dobrze brzmi, bo łączy się z T.Love. Płyta na pewno "Muniek". Ale to jest plan na 2010 rok, więc jeszcze wszystko może się pozmieniać.
Pogodzisz to z graniem z T.Love?
Będzie 50 procent T.Love i 50 procent Muńka. T.Love będzie istniał nadal i będę się w nim realizował. Wychodzi na to, że materiału mamy na więcej niż na dwie płyty. Wykuwa się studyjna płyta T.Love, która mogłaby wyjść po mojej solówce. Będzie powrotem do takiej starej, bazowej dobrej muzyki jak np. Johnny Cash, Bob Dylan, blues. Takie korzenie. Mamy już wstępny tytuł "Old is Gold".
Myślisz, że kiedy ją wydasz, poczujesz się spełniony?
Już się tak czuję. Mam zespół, mam rodzinę, mam fanów, ludzi, którzy mnie lubią, przyjaciół muzycznych. Widać to najlepiej w klipie "Love Love Love", gdzie wystąpili wszyscy moi sceniczni koledzy i koleżanki. Ten teledysk jest ekumeniczny, bo jest tu Krzysztof Krawczyk, Kazik, Grabaż, Tomek Lipiński, Robert Brylewski, Mietall z Negatywu, Vienio, Sokół z WWO, Kora, nasz fanklub.
Czymś jeszcze zaskoczysz fanów?
Nie jestem od zaskakiwania, tylko od tego, żeby grać dobre, uczciwe płyty. Ludzie mnie traktują jak gwiazdę, ale bardzo się cieszę, że udało mi się uchronić życie prywatne. Nasze płyty bronią się muzyką, a nie lifestylem. A to straszne, że dziewczyny, które wydają u nas płyty, muszą np. robić sesje foto i mówić, czy rozstały się z facetem albo czy mają nowego.
Ale w dzisiejszych czasach nie da się sprzedawać muzyki zupełnie bez tej medialnej otoczki.
Oczywiście. Ale przy takim bagażu, jaki ma T.Love, nie muszę gonić za sukcesem. Zawsze z kasy za koncerty i tantiemy przeżyję. To nie jest jakiś brak skromności, tylko fakt. Nie muszę dawać dupy, udawać kogoś, kim nie jestem, tańczyć na lodzie czy na wodzie. W latach 90. zapracowaliśmy na tę pozycję. Mieliśmy szczęście, bo w tamtych czasach ważne piosenki jak "King" czy "Warszawa" stawały się przebojami. I nie mówię tylko o T.Love, ale też o Kulcie, Pidżamie Porno, Myslovitz, Maanamie. Jakie masz ostatnio fajnie piosenki, które stały się hitami?
Kilka by się znalazło
Ostatnia to według mnie "Baśka" Wilków, o laskach, ale fajna. Czy będziesz nucił za dziesięć lat zespół Feel czy Szymka Wydrę? A ostatnim według mnie w miarę fajnym zespołem był Cool Kids Of Death.
Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl