Samorządy nie dbają o przyszłe mamy

Anita Karwowska
31.03.2009 00:00
Choć w prawie każdym dużym mieście kobiety w ciąży skarżą się na przepełnione porodówki, urzędnicy uważają, że wszystko jest w porządku albo że są to przejściowe problemy wynikające z remontów

>> Młodzi nie potrzebują Kościoła. Dlaczego?

Tak wynika z raportu fundacji Rodzić po Ludzku, która przez ostatnie pół roku pytała samorządy, jak sprawują opiekę nad matką i dzieckiem. Organizacja sprawdzała m.in., czy gminy, miasta i powiaty zapewniają dostęp do ginekologów i szpitali położniczych, jakie programy profilaktyczne prowadzą, jak czuwają nad przestrzeganiem praw pacjentów. Fundacja przedstawiła swoje wnioski. - I są one takie, że wiele samorządów w ogóle nie poczuwa się do opieki nad matką i dzieckiem. Urzędnicy przerzucają się odpowiedzialnością za kobietę w ciąży - mówi Urszula Kubicka-Kraszyńska, współautorka raportu. Główne zarzuty to brak bezpłatnych szkół rodzenia (NFZ zrezygnował z refundacji, samorządy w większości nie chcą za nie płacić), przepełnione porodówki, pobieranie przez szpitale opłat za tzw. usługi ponadstandardowe (np. tysiąc złotych za pojedynczą salę porodową w Szpitalu św. Zofii w Warszawie).

- Niestety samorządy nie dostrzegają tych problemów albo tłumaczą, że brak miejsc na oddziałach położniczych to jedynie przejściowe trudności związane z remontami - podsumowuje Anna Otffinowska, prezes fundacji.

Zdaniem autorek raportu pozytywnych przykładów jest za mało. W Gdańsku od dwóch lat miasto prowadzi program, w którym przekonuje kobiety do rzucenia palenia w czasie ciąży.

Warszawa i Kraków zapewniają przyszłym matkom bezpłatne szkoły rodzenia. Stolica dodatkowo może się pochwalić realizowanym przez urząd miasta programem "Zdrowie, mama i ja", który zapewnia kobietom m.in. opiekę ginekologa przez całą ciążę.

Wciąż nie ma jednak skutecznego pomysłu na to, jak dostosować miejskie szpitale do rosnącej liczby porodów. - W ubiegłym roku w lipcu i sierpniu przyjmowaliśmy po dwieście porodów miesięcznie. Gdybyśmy informację o liczbie planowanych porodów dostali od miasta wcześniej, moglibyśmy się do tego przygotować i nie dopuścić do sytuacji, w której pacjentka tuż przed porodem jeździ od jednej izby przyjęć do drugiej, bo nigdzie nie ma dla niej miejsca - mówi nam dyrektor jednego z warszawskich szpitali.

Raport fundacji to kolejna próba poprawy opieki nad kobietami w ciąży. W grudniu ub.r. sprawą zajął się rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, który przedstawił Ministerstwu Zdrowia kartę praw kobiety rodzącej. Rzecznik domaga się w niej m.in., by standardem stało się prawo do badań prenatalnych, bezpłatnej szkoły rodzenia i porodu, specjalistycznej opieki lekarza i położnej, znieczulenia na życzenie oraz swobodny dostęp do opieki psychologa przed porodem i po nim. Resort zdrowia kartą nie jest jednak zainteresowany, bo zdaniem urzędników wszystko, czego żąda rzecznik, pacjentki mają zagwarantowane. Ministerstwo przyznaje jednak, że czasem trudno zmusić szpitale do przestrzegania tych praw. - Brakuje przepisów, które pozwoliłyby na taką kompleksową kontrolę, trudno więc wychwycić wszystkie nieprawidłowości w opiece nad matką i dzieckiem - mówi Krystyna Trojanowska z departamentu zdrowia publicznego ministerstwa.

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

 

Sprawdź czy twój zwierzak ma nadwagę

Ogłoszenia o pracę

Zobacz także
  • Podziel się