Ratownicy biją się o chorych

Anita Karwowska
01.04.2009 00:00
Karetka pogotowia

Karetka pogotowia (Fot. Tomasz Wawer / Agencja Wyborcza.pl)

Tuż przed podpisaniem umów z NFZ związki zawodowe ratowników medycznych straszą pacjentów wizją prywatyzacji pogotowia, które będzie ratować tylko ?najtańszych chorych?. Prawdziwą przyczyną sporu są jednak gigantyczne pieniądze

>> Ministerstwo radzi: Gimnazjalisto, idź na spacer!

Ministerstwo Zdrowia chce przeprowadzić prywatyzację pogotowia ratunkowego, na którą my się nie godzimy - grzmi Robert Szulc stojący na czele związku zawodowego ratowników medycznych. Grozi, że podpisywanie umów z firmami prywatnymi skończy się wielkim protestem związkowców. - Prywatne pogotowie nie przyjedzie do chorego, kiedy mu się to nie opłaci - twierdzi.

- W ratownictwie medycznym potrzebna jest konkurencja - odpowiada Andrzej Mądrala, wiceprezydent Konfederacji Pracodawców Prywatnych. - O tym, kto dostanie kontrakt, nie powinno decydować, czy to państwowa, czy prywatna firma, ale jakość świadczonych przez nią usług.

Otwarcie się na prywatne firmy popiera także krajowy konsultant ds. ratownictwa medycznego prof. Juliusz Jakubaszko, który mówi, że monopol publicznego pogotowia jest sprzeczny z prawem unijnym.

Wymiana ciosów pomiędzy prywatnymi i publicznymi ratownikami trwa od miesięcy, ale teraz nabrała na sile, bo Fundusz właśnie przygotowuje się do podpisywania kolejnych kontraktów z pogotowiem. Jest o co się bić, ponieważ Fundusz za dobę pracy zespołu ratowniczego płaci od 3 do 4 tys. zł. Na razie jednak niekwestionowanym monopolistą w ratownictwie jest publiczne pogotowie. Aż 98 proc. spośród ok. półtora tysiąca załóg, za których pracę płaci NFZ, to pracownicy państwowego pogotowia. W ramach umowy z Funduszem do chorych wyjeżdża zaledwie 90 prywatnych karetek. Na Mazowszu największy kontrakt z NFZ (52 mln zł) ma Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe, które dysponuje 48 zespołami ratowników. Prywatne firmy - Falck i Centrum Medyczne "Riemer" - mają umowy na 5 mln zł każda. Ich szefowie przyznają, że byliby w stanie wywiązać się i z wyższych umów. Nie jest to jednak łatwe.

- Do umów z prywatnymi firmami ciężko przekonać samorządowców - mówi dr Grzegorz Riemer, dyrektor prywatnego pogotowia w Grodzisku Mazowieckim, którego pięć zespołów ratowników od dziesięciu lat obsługuje region Grodziska i Żyrardowa. Na nierówne traktowanie narzeka też Katarzyna Czajka, prezes firmy Falck.

- NFZ przeprowadza u nas ciągłe kontrole, chociaż nie ma żadnego uzasadnienia - mówi.

Sami ratownicy przyznają, że otwarcie pogotowia na prywatne firmy to po prostu wprowadzenie europejskich standardów. - Dzięki temu polepsza się jakość usług i wzrasta konkurencyjność - przekonuje Aleksandra Kobacka z portalu RatMed. - Uzupełniamy się, nie rywalizujemy ze sobą.

- Obecność prywatnych firm wymusza na państwowym pogotowiu wyposażenie ambulansów w lepszy sprzęt - dodaje Marcin, ratownik medyczny, który od pół roku pracuje w warszawskim oddziale Falcka. - W moim zespole najstarsza karetka ma cztery lata, w publicznym pogotowiu, z którego odszedłem, pracowaliśmy na 22-letnim ambulansie. Jeżeli publiczne ośrodki nie chcą tracić kontraktów, też muszą inwestować w rozwój.

Czy NFZ powinien podpisywać umowy z prywatnym pogotowiem? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

 

Jak odebrać psu zabawkę?

Zobacz także
  • Podziel się